pasztet z zielonej soczewicy

To nie będzie żaden wyszukany pasztet.
Ten post nie zasługuje chyba nawet na miano przepisu. Bo było to tak:


Miałam Ci ja pół kilo zielonej soczewicy. No i trzeba było coś z nią zrobić. No to ją namoczyłam i poszłam spać.
Nie rozpłynęła się, nie zniknęła. Trzeba było działać. Wylałam jej starą wodę, nalałam nową wodę, wsypałam soli i ugotowałam.
Ugotowała się tak, że wody zostało nie wiele, ale na tyle, żeby można było bezpiecznie tam włożyć blender.
Po zblendowaniu miała rzadką konsystencję nie wiadomo czego. Nie myśląc długo albo, co do mnie podobne w ogóle nie myśląc wsypałam tam płatki owsiane i zblendowałam jeszcze raz.
Pięknie zgęstniało.
Wyciągnłełam przyprawy i losowo dospałam:
Oregano, ostrej papryki
Świadomie dosypałam soli.

Taką breję włożyłam do foremek, a te do piekarnika.
250 stopni, pół godzinki i jest bez wysiłkowy, całkiem smaczny pasztet

Zdjęcia wkrótce :)

Komentarze